Na imię mam Lidia. Kiedy byłam małą dziewczynką pewna kobieta pytała
mnie o imię. Rodzina używała imienia Lila, choć jest ono niezgodne z
wpisem do ewidencji ludności zamieszkującej terytorium Rzeczpospolitej.
Nie lubiłam Lili. Lubiłam Lidkę. Więc przedstawiałam się „Lidka”. Pani
natomiast się ze mną droczyła: „Jak? Nitka?”
Spodobało mi się. Nitka też brzmi ładnie.
Za sprawą mojej babci i po części także mojej mamy (choć pewnie owa
dama również miała na to wpływ) pokochałam niteczki. Babcia uczyła mnie
robótek na drutach, na szydełku, mama jej wtórowała, bo „każda kobieta
powinna to umieć”. Jako młode kilkunastoletnie dziewczę wykonałam kilka
sweterków na drutach, niektóre z nich noszę do dziś, choć nie wyglądają
już tak świeżo a i za modą nie nadążyły. Później, w czasach
politechnicznych trochę odbiegłam od plątania nitek, wróciłam do tego
zajęcia już jako mężatka. I pokochałam te nitki do tego stopnia, że w
pasmanterii mogłabym zamieszkać, tam zasypiać i tam się budzić.
To jest post z poprzedniego bloga, założonego ponad dwa lata temu i zapomnianego ze względu na ....
pojawienie się na świecie mojej wielkiej miłości - syna Michała. Mam nadzieję, że ten blog nie zostanie przeze mnie zaniedbany.
Świetne dziergasz rzeczy - będę niecierpliwie czekać na każdy nowy post :-).
OdpowiedzUsuń