środa, 27 marca 2013

Parka z sawanny

Wydawało mi się, że żyrafka wykonana wg tego wzoru powstanie szybko, łatwo i przyjemnie. Owszem, przyjemnie się dziergało, dzięki miękkiej włóczce. Czas wykonania natomiast przerósł moje oczekiwania. Okazało się, że przygotowanie poszczególnych części oraz ich połączenie zajęło o wiele więcej wieczorów, niż planowałam. Zwłaszcza, że żyrafy miały być dwie. Spieszyłam się, chciałam koniecznie zdążyć przed świętami. Oto one:





Obie pofrunęły dziś priorytetem do nowych właścicieli. Niebieska do Antonio, różowa do Franziski.


Teraz już czas zabrać się za króliczki ;)

I za rozliczenie roczne .....

poniedziałek, 25 marca 2013

Tato kup mi rekina....

Zupełnie nieświątecznie i niewiosennie powstał rekinek. U wszystkich zajączki, króliczki, kurczaczki, u nas rekin. Może to z tęsknoty za latem, za plażą, za wodą. A może z tęsknoty za powiększeniem grupy zwierząt żyjących w wodzie. A może (i to jest najbardziej prawdopodobne) dlatego, że takie było chciejstwo syna?







Tutaj nie wiadomo, który rekin groźniejszy:




Początkowo rekin miał być zupełnie inny, gdzieś znalazłam wzór na zwierza z otwartą paszczą. Michałowi jednak nie przypadł do gustu, może uznał go za zbyt silną konkurencję. Tego rekina polubił od pierwszego zobaczenia, nie pozostało nic innego jak wydziergać go. Płetwy (sztuk 7) to była niezła zabawa.

Wzór

Pozdrawiam

wtorek, 12 marca 2013

Bee, bee, bee, kopytka niosą mnie....


Nie mogłam się oprzeć owieczce. O tej. Musiałam ją zrobić, i to szybko.
No i zrobiłam.
Robiło się ją bardzo fajnie, zwłaszcza jeśli wcześniej osłuchało się z utworem Artura Andrusa o baranku, który wstawał o poranku, potem wbiegał na polankę, śpiewając sobie tak:

"bee, bee, beee,
kopytka niosą mnieee!"

Oszaleliśmy wszyscy na punkcie tego utworu, dłubiąc owieczkę po głowie krążyło mi beczenie we wszystkich używanych przez Andrusa językach.

Owca zyskała imię Mela.
Prawdopodobnie lubi czytać, a jeśli nie lubi, to lubi Michałowe literki. Zgadywali dzisiaj oboje "jaka to literka". Po południu dziś wdrapała się na regał w poszukiwaniu czegoś ciekawego do czytania:


Kubuś Puchatek nie przypadł Meli do gustu, więc drapała się wyżej:




Tam posiedziała dłuższą chwilę, po czym zeszła jednak na dolną półkę i z samego kąta wydłubała sobie lekturę ciekawą i absorbującą każdego szanującego się zwierzaka:



Mela przypadła nam wszystkim do gustu.



A wracając na ziemię: rozliczenie roczne nadal nie zrobione.




Może Mela zrobi ;)
Pozdrawiam
Lidka

sobota, 9 marca 2013

F jak...... fajna zabawa!

Tym razem matka spisała się na medal. Bez żadnego proszenia, upominania się, rzucania niby niechcący propozycji wydziergała (a dziergała jak zawsze do późna) kolejną literkę. Włożyła śpiącemu dziecku do łóżeczka i dzięki temu zyskała szeroki uśmiech Michała po jego przebudzeniu się razem ze słowami "o, nowa literka zrobiona!!!".
Problem mieliśmy z rękami. Piszę "mieliśmy", bo razem z mężem główkowaliśmy gdzie je wstawić, żeby wyglądało dobrze. Rączki trochę chudsze i trochę krótsze niż w pierwszych literkach, ale podobają mi się bardziej. Długie i grube być nie mogły, bo powstałby zamiast kształtu litery jeden wielki bałagan. Tak jest chyba dobrze. Co do fryzury oboje mieliśmy ten sam pomysł: zaczesane z boku, dla nadania symetrii.
Jestem zadowolona, przyznam nieskromnie. Głównie z fryzury, ale nie tylko. Całokształt jest coraz bardziej zbliżony do mojego wyobrażenia dzierganego alfabetu.
Poznajcie się:


Fajna zabawa z nową literką była, zwłaszcza, że czekały już na nią znane Wam przyjaciółki.
Sesja zdjęciowa została zburzona w zalążku przez właściciela alfabetu, który dziś wyjątkowo nie chciał się zdrzemąć ani przed południem ani po południu.


Niewiele też zdjęć powstało w kombinacji literka+Michał, bo dziecię me za szybkie jest, nie nadążam za nim, aparat też nie.
Tutaj w dziwacznej pozie (jednej z wielu), ale za to załapał się w kadr razem ze swoją zabawką:


Pogoda nam morzem przestała wskazywać na wiosnę. Ja zasmarkana, Michał zasmarkany. Jest zimowo. Dziś bardzo zimy wiatr, chłopaki spacer zaliczyli, ja zaliczyłam sprzątanie w tym czasie. Dzięki temu, że Michała w domu nie było sprzątanie przebiegło w o wiele spokojniejszej atmosferze niż fotografowanie nowego stwora. Sielankowo wręcz.
Pozdrawiam czytających ciepło, na przekór pogodzie.  



czwartek, 7 marca 2013

Liebster blog

Znów się ociągam z podziękowaniami za wyróżnienie od Bernadki.

Jako że nie tak dawno wyróżniłam 11 blogów i zdania na ten temat nie zmienię (info na ten temat kilka postów wcześniej) pozwolę sobie jedynie odpowiedzieć na pytania, aby się lepiej z Bernadką zapoznać (a znamy się już troszeczkę forum maranciaki.pl).
Do dzieła:

1. Urlop w górach czy nad morzem?
 
Mieszkam nad morzem, do plaży idę 10 minut, więc urlop zawsze w górach ;)
 
2. Ulubiona potrawa?
 
 Trudno to potrawą nazwać, są to lody.
 
3. Odzież w sieciówkach czy stworzona własnoręcznie?
 
Własnoręczna z małymi wyjątkami.
 
4. Jazda autobusem czy samochodem?
 
Samochodem, bo czekać nie trzeba.
 
5. Truskawki czy banany?
 
Hmmmmm..... pochłonęłabym i jedno i drugie z jednakową chęcią.
 
6. Odpoczynek  na kanapie - bierny czy czynny?
 
Nie znam biernego.
 
7. Szydełko, druty czy coś innego?
 
Najbardziej chyba druty, choć ostatnio więcej na szydełku dziergam. 

8. Ubrania kolorowe czy szarości?
 
Kolorowe.
 
9. Co cię inspiruje do wykonania swoich prac?
 
Nic szczególnego, raczej odgapiam od innych, a rzeczy, które mi się podobają i chciałabym je wykonać jest tak dużo, że na własną inwencję twórczą raczej życia mi zabraknie. Choć kto wie..... może kiedyś.
 
10. Na koniec wspaniałego wieczoru lampka wina czy kubek gorącej herbaty?
 
Gorąca czekolada, to byłoby dopełnienie
 
11. Święta w domu czy przy kominku w chacie w górach?
 
W domu.



wtorek, 5 marca 2013

Wiosenne grzybobranie

Ja wiem, że już wiosna za oknami i nie powinnam zanudzać klimatami jesiennymi. Ale skoro już zaczęłam ciągnąć temat zabawy w grzybobranie to muszę kontunuować. Znalezienie dwóch grzybów w pokoju jest nudne, musi ich być więcej. Poza tym prezentowany jakiś czas temu muchomor jest trujący (to już ustaliliśmy z Michałem), w związku z czym nie nadaje się do jedzenia. Zrobić sos z jednego borowika, jak już się go znajdzie też raczej ciężko. Musi być więcej grzybów i już.
Powstał więc malutki kozaczek i duży maślak. Maślaków nie lubię, pewnie dlatego wyszedł mi taki "zmiętolony".
Zabawa w grzyby jest fajna dla Michała, jeśli to akurat on musi szukać. Każdy grzybek schowany w innym miejscu i raczej miejsca schowania grzybów się nie powtarzają. Tutaj ze zdumieniem stwierdzam, że im większy w pokoju bałagan, tym więcej kryjówek. A im więcej kryjówek, tym lepsza zabawa. Jakiś sens w dziecięcym umiłowaniu do bałaganu jednak jest.
Jaki bałagan nie panowałby w pokoju zawsze kiedy nadchodzi moja kolej na szukanie grzyby są schowane całą gromadą w jednym miejscu, zawsze w tym samym, w którym on znalazł w poprzedniej rundzie ostatniego grzybka i zawsze Michał "sugeruje" miejsce ukrycia grzybów w dwie sekundy po tym, jak zacznę szukać.
Chyba chodzi mu o to, żeby szukać. Nudziłby się, gdybym to ja szukała pół dnia.

Sesja zdjęciowa całej gromadki:



A tak poza tematem: znacie jakieś sposoby na zmobilizowanie się do wypełnienia zeznania rocznego?
Nienawidzę tego robić, zamiast poświęcać temu czas wolałabym coś wydziergać (albo chociaż spruć cokolwiek), strata czasu. Echhh.... i to wiosną....


poniedziałek, 4 marca 2013

O jak... okrągły.

Zaniedbałam tematykę liter. Zaniedbałam tak mocno, że Michu zaczął się sam dopominać literki O. Skąd on wie, że to okrągłe to litera O - nie mam bladego pojęcia. Spodobała mu się i chce taką mieć.
Nowy twór był dla mnie trudny. Nie mogłam coś wycelować z ilością oczek. Prułam ze cztery razy, zniechęciłam się, zostawiłam to wszystko. Dopóki nie poczułam szarpania za spódnicę (w przenośni, nie pamiętam, kiedy miałam na sobie tę część garderoby). Rozrysowałam sobie literę w arkuszu kalkulacyjnym, wydawało mi się, że odkryłam Amerykę i już jestem w ogródku i witam się z gąską. Po kilku upomnieniach sięgnęłam po druty, włóczkę i wydziergałam  to coś.



Z efektu końcowego nie jestem zadowolona w ogóle. Liczyłam te oczka, liczyłam, prułam, dziergałam i znowu prułam i otrzymałam coś, co jest prawie 5 cm niższe niż pozostałe litery. Rozrysowałam sobie tę literę na 52 rzędy, a trzeba było na 62.
Jedyne, z czego jestem zadowolona to włosy. Są gęściejsze niż w poprzednich literach. Może nabieram wprawy.
Tak czy siak, jak można się domyślać Michał jest zadowolony ze swojego nowego przyjaciela. Obiecałam mu, że będzie gotów w niedzielę rano, ale o północy w sobotę zmorzyło mnie do tego stopnia, że na rano gotowe były tylko dwie części litery, przód i tył, bez oczu, bez rąk i bez włosów. Dziecko było zawiedzione, kiedy się obudziłam i nie przyniosłam mu litery. Była gotowa dopiero kilka godzin później, podczas poobiedniej drzemki dokończyłam stwora.








I to chyba nie koniec. W planach były tylko wielkie litery. Litera "O" wyszła jako małe "o", więc chyba trzeba będzie zrobić i resztę małego alfabetu. Ufff........