Z maszyną do szycia oczywiście.
Miałam potrzebę uszycia kocyka. Jeden, ażurowy i szydełkowy - to trochę mało. Jeszcze jednego mi potrzeba. W oko wpadł mi minky. Oczywiście różowy. Słodki róż.
Co tam kocyk, kocyk to mało. Zamówiłam jeszcze jeden mniejszy kawałek z zamiarem uszycia poszewki na poduszkę. Do tego dobrałam żółciutką flanelkę w zwierzaki (żeby za słodko nie było). Z resztki minky (nie całej, go jeszcze maleńki kawałek został) uszyłam szmatkę do ciamkania. Na pytanie "myślisz, że ona też będzie ciamkała metki" odpowiedź była jasna: "oczywiście, wszystkie dzieci ciamkają".
Teraz mogę spokojnie wyruszyć na porodówkę....
No i chyba coraz bardziej podoba mi się ta przyjaźń.
Pozdrawiam
Lidka
Śliczny komplecik uszyłaś ;-) pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że całkiem nieźle zaprzyjaźniłaś się z maszyną do szycia, bo efekt wyszedł super. A Ty się kochana dobrze wyśpij przed tą porodówką :-))) Buziaki!!!!
OdpowiedzUsuńSkąd wiesz, że w nocy szyłam?
UsuńStrzelałam ;-) ale o tym spaniu to serio piszę ;-) pamiętam jak po porodzie nie mogłam spać...
UsuńKomplecxik miodzio :) Owieczki i ten róż, doskonałe połączenie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpomysł na metki super!!
OdpowiedzUsuńkomplecik wyszedł ekstra!
pozdrawiam
angielk